Rankingi OSK, czyli nabijanie ludzi w butelkę
W lokalnych mediach od kilku lat bardzo popularne są plebiscyty na najlepsze szkoły i instruktorów jazdy. Czy jednak sztucznie nabijane głosy i zdobyte w ten sposób tytuły mogą być wiarygodne?
Niedawno publicznie głos w tej sprawie zabrał właściciel OSK Auto-Kurs z Olsztyna Krzysztof Żuk. Najpierw na facebookowym profilu szkoły, a potem na łamach lokalnej gazety odniósł się do organizowanego przez inny dziennik plebiscytu na najlepszą szkołę jazdy.
„Nie interesuje nas taka zabawa”
„Choć zostaliśmy do niego zgłoszeni (dziękujemy!), to zdecydowanie nie zachęcamy do brania udziału w głosowaniu. Aby wziąć udział, należy wysłać SMS (koszt 1 zł + VAT). Nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby nie taki zapis w regulaminie: «§ 8 Czytelnik uczestniczący w głosowaniu może oddać dowolną liczbę głosów» Cóż… Nie interesuje nas taka zabawa. Wiemy, jakie praktyki stosuje konkurencja i absolutnie nie zamierzamy wydawać kilkuset czy nawet kilku tysięcy złotych na taką reklamę. To Wy jesteście naszą żywą reklamą – Wasze polecenia, recenzje potwierdzane profilami na Facebooku. Tu i tak prawdopodobnie wygra szkoła, która sama wyśle sobie SMS-y. Jeśli naszła Was jednak ochota na wysłanie takowej wiadomości… Kupcie zamiast tego jakieś przysmaki dla psiaków i zanieście do schroniska, my sobie damy radę” – czytamy w oświadczeniu na portalu społecznościowym.
Płacisz? Wygrywasz!
Tego typu plebiscyty regularnie od wielu lat organizowane są przez lokalne gazety w wielu miastach – od Warszawy po Radomsko czy Giżycko. Regulamin zazwyczaj jest podobny: w pierwszym etapie można zgłaszać szkoły lub instruktorów, jeśli ich również obejmuje konkurs. Następnie, kiedy lista kandydatów do tytułu jest już gotowa, czytelnicy gazety mogą głosować. Głosowanie odbywa się najczęściej kilkutorowo. Najpopularniejsze formy to kliknięcie w specjalnym formularzu na stronie internetowej i wysyłanie na wybraną szkołę SMS-a. I tutaj znowu mechanizm się powtarza. Jedynym ograniczeniem w oddawaniu głosów przez stronę internetową jest limit dzienny dla jednej osoby, np. na poziomie pięciu głosowań dziennie. Jeśli chodzi o SMS-y, takich ograniczeń zazwyczaj nie ma.
Możemy ich wysłać tyle, ile chcemy i na ile nas stać, bo oczywiście nie są one darmowe. Ich koszt to zazwyczaj ok. 2 – 4 zł.
Zdaniem Krzysztofa Żuka regulamin sformułowany w ten sposób to nic innego, jak próba nakłonienia właścicieli szkół jazdy do wysyłania płatnych SMS-ów. Podkreśla też niewiarygodność tego typu plebiscytów, opartych na wirtualnych głosach od osób, które często nie miały z daną szkołą nic wspólnego.
Miarodajny ranking? Nie ma takiego
Tego typu akcje są znane Krzysztofowi Kołodziejczakowi, wiceprezesowi Polskiej Federacji Stowarzyszeń Szkół Kierowców.
– W tym temacie panuje wolna amerykanka, a podobne plebiscyty nie mają zazwyczaj żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości – mówi. – Śledziłem kilka i wygrywały szkoły, o których czasem nawet nie słyszeliśmy w środowisku. Można więc domniemywać, że w ten sposób same sobie robią reklamę.
Natomiast szkoły z określoną renomą, od wielu lat działające na rynku i doceniane przez kursantów, zazwyczaj nie biorą udziału w takich konkursach, bo nie muszą.
Kołodziejczak przyznaje również, że trudno jest stworzyć wiarygodny i miarodajny ranking szkół jazdy, nawet na podstawie zdawalności, ponieważ jest zbyt wiele czynników, które o tym decydują. – Są szkoły z dużym doświadczeniem, z bardzo dobrą kadrą, do których na przykład częściej zgłaszają się tzw. trudniejsi kursanci, powiedzmy osoby w średnim wieku, bez żadnego doświadczenia za kierownicą – tłumaczy. – Ich wyszkolenie wymaga wiele wysiłku i umiejętności, często po drodze jest kilka oblanych egzaminów, co automatycznie zaniża średnią takiej szkoły. Absolutnie nie świadczy to o złym poziomie nauczania. Z drugiej strony mamy szkoły, które oferują tanie kursy, na nie zgłaszają się młodzi chłopcy obeznani z autami, umiejący prowadzić, którzy często zdają niemal z biegu. To podbija punktację.
Dlatego opinię na temat szkoły najlepiej sprawdzać w kilku źródłach, porównywać te informacje, a nie kierować się jedynie plebiscytem.
Anna Łukaszuk